Vivid Games, czyli pierwszy tydzień w branży gier

Gdy rok temu rozpoczynałem swoje wakacje – a standardowo zaczynałem je dopiero w sierpniu po zakończeniu wszelkich spraw obozowych – nawet nie sądziłem jak wielką metamorfozę przejdę, a także co będę robił rok później. W tym roku tak naprawdę moje wakacje trwały tylko tydzień– wszystkim, którzy lubią imprezy w swoim własnym gronie przyjaciół i rodziny, polecam miejscowość Kopalino. Postanowiłem, że spożytkuję je w jak najlepszy sposób, aby z rozmachem wejść w to, co od zawsze chciałem robić – tworzyć gry komputerowe.

W życiu jest tak, że gdy o czymś często marzysz i stawiasz sobie konkretne cele to zawsze to otrzymujesz. Nie oznacza to jednak, że życie będzie podstawiało pod nos pewniaki, które możesz wykorzystywać ( szerzej o prawie przyciągania może kiedy indziej). Mobilizacja, determinacja, a także zainteresowanie i chęci z drugiej strony doprowadziły mnie do momentu, w którym rozpocząłem współpracę z bydgoskim studiem Vivid Games. Dokładnie 1. Sierpnia o godz. 9:00 – no może 8:56;) – dzięki uprzejmości mojej kuzynki, Marty, dotarłem do mojego aktualnego miejsca praktyk.

Nie powiem Wam nad czym pracuję, nad czym pracuję koledzy z mojego pokoju,  ani jakie są plany studia na przyszłość, bo nie powinienem oraz nie wiem. Chciałbym podzielić się z Tobą – mam nadzieję przyszły twórco gier lub przyszły graczu –moimi spostrzeżeniami, wrażeniami, a tak po porostu ludzkimi emocjami, które towarzyszyły ostatnim dniom w moim życiu.

Poniedziałek, zgodnie z moimi przewidywaniami, okazał się dniem wdrożeniowym. W firmie opiekuje się mną Jarek, z tego co wiem współwłaściciel firmy, główny programista i personalnie człowiek, który od pierwszego dnia imponuje mi znajomością technologii, w których pracuje firma i nie tylko. Nie będę ukrywał, że zarówno przez Niego, jak i przez resztę teamu, zostałem przyjęty ciepło i oczywiście z czystym kontem osiągnięć życiowych – prawdziwa tabula rasa.

W trakcie pierwszego dnia zapoznałem się z projektem, przy którym aktualnie pracuję oraz dostałem pierwsze zadanie – być sam dla siebie leaderem. Już pierwszego dnia stworzyłem harmonogram pracy, który skrzętnie realizuję. I nie ukrywam wcale, że to bardzo mnie urzekło i poprawiło nastrój. Dlaczego? Z pewnością przez najbliższy czas nie będę miał jeszcze takiej wiedzy, ani umiejętności, żeby samemu poprowadzić projekt – bo uczelnia to jedna rzecz, a prawdziwe życie to niestety druga – więc choć podczas pierwszego poważnego – choć małego –  projektu będę stawiał sobie samemu kolejne cele i wyzwania. I choć dostałem w działaniu swego rodzaju wolną rękę, bo Jarek nie stoi nade mną z przysłowiowym bacikiem, to wiem, że czuwa nad wszystkim i, gdy tylko potrzebuję pomocy to nie ma takiej sytuacji, w której by mi nie doradził.

Nie chcą zdradzać wielu tajemnic firmy – po innym może kiedyś Vividowcom popsuję niespodziankę – mogę tylko powiedzieć, że miejsce pracy prezentuje się na wyjątkowo wysokim poziomie. Widać od razu, że nie jest to studio, które celuje w najbliższy, polski rynek, a ma osiągnęło już światowy poziom i jest w branży gier rozpoznawane. Póki co nie miałem okazji zobaczyć tylko w akcji relax-room’u, w którym widziałem całkiem ciekawy sprzęt do wspólnego „testowania” wszelakich tytułów.

W ciągu pierwszego tygodnia nie miałem okazji poznać wielu pracowników, a co dopiero porozmawiać z nimi, ale po tym jak pracują i efektach ci ciężkiej pracy, które widziałem, mogę śmiało powiedzieć, że trafiłem do miejsca, w którym pracują polscy specjaliści wprost z pierwszej półki game devu. I nie jest to wazelina, bo pewnie żaden z nich nie doczyta tego artykułu do tego miejsca, ale spostrzeżenia młodego człowieka, który pełny ambicji i motywacji chciał zawsze pracować z najlepszymi. I bez zawahania mogę powiedzieć, że mu się to udało.

Ale praktyki w Vivid Games to nie tylko studio. To także wspaniałe miasto – Bydgoszcz, które mimo, że ul. Gdańskiej do samego dworca PKP przywitało mnie rozkopanymi ulicami, bardzo szybko wpadło mi w oko. Od zawsze miasto bez średniowiecznego zamku było miastem nie dla mnie. Dlatego też po kilku różnego typu wycieczkach uwielbiam Toruń. Bydgoszcz, jednak dał mi wiele spokoju. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale na ulicach widziałem tylko ludzi, którzy cieszą się życiem, pracują, bo tego właśnie chcą oraz bawią się każdą chwilę. Jest rzecz jasna też tak, że każde miejsce ma swoje wady i zalety. Jakkolwiek na zalety już niedługo nie starczyłoby mi powietrze, by wymówić je jednym tchem, tak jeśli chodzi o wady póki co jeszcze ich nie odnalazłem – przynajmniej większych. No może jedno tylko co mnie boli, to, że Bydgoszcz nie ma politechniki, równie dobrej jak nasza łódzka z tak dobrą specjalizacją jaką jest Technologia Gier i Symulacji Komputerowych.

Na koniec tej emocjonalnej opowieści mogę śmiało powiedzieć, że nie żałuję tego, że odważyłem się wysłać maila do Bydgoszczy i, że w czerwcu mogłem cieszyć się z pozytywnej rozmowy kwalifikacyjnej. To doświadczenie, niezależnie od tego, czy potrwa jeden miesiąc, czy też, nie ukrywam zgodnie z moją wielką chęcią i ambicjami, się przedłuży, wyznaczy drogę mojego rozwoju w tej ciężkiej branży jaką jest tworzenie gier oraz da szansę odnalezienia kolejnych autorytetów w tej dziedzinie.

P.S. Mam gorącą nadzieję, że, gdy jutro wejdę do pracy nie będę musiał z niej szybko wychodzić ;P